Dzień w Uthaug rozpoczął się hałaśliwie. Nieopodal na lotnisku, po śniadaniu, były masowe ryczące wystrzały F-16 startujących do ćwiczeń. W tym przypadku rzuciliśmy liny i w drogę – ku północy. Przez ponad połowę dnia pogoda była… trudna. Temperatura 5 st. i opad nie zachęcał do koniecznego pobytu na pokładzie. Większe fale powodowały chęć dzielenia się z Neptunem przysmakami Silesii. Jednak po południu, nawet na chwilę wyjrzało słońce, a woda zrobiła się płaska. Żeglując na foku i grocie, jeszcze przed kolacją, dotarliśmy do przystani hodowców łososia w Roan i, za ich zgodą, postanowiliśmy tam pozostać. Potem jeszcze wycieczka po wyspie – chęć zdobycia szczytów okazała się niemożliwa z powodu gęstych zarośli. Pozostały więc okolice zamieszkałe przez ludzi, którzy jadąc samochodem posyłali nam pozdrowienia. Jutro ruszamy o świcie. Teraz jest 0:35 i światła niebo nie gasi, więc świt jest rzeczą umowną.
Jacek