Niedziela, 09.08.2020

Rankiem, domowym zwyczajem, razem z Zosią, o ósmej rano zrobiliśmy bieg przez miasto. Trasa miała ponad 5km i trwała ponad pół godziny – po biegu prysznic, który był konieczny –  niestety bez ręcznika. Nie płaciłem za niego, bo zegar prysznica miał jeszcze cztery nabite minuty. Potem  śniadanie, kościół, kawa, Gwarne, no i droga na Hel. Niestety było w morde wind. Trasa, która miała potrwać trzy godziny zajęła ich ponad. W trakcie drogi Agnieszka przygotowała pyszny poczęstunek.

O siódmej dotarliśmy na Hel i od razu pędem w morze.  Woda była przyzwoita. Po wyjściu na brzeg starszy Pan zapytał nas, czy woda była klarowna. Dwa dni temu pływały w morzu brunatne plamy – sinica – i był zakaz kąpieli. Ciekawe, czy jutro będziemy w kropki na ciele?
Potem spacer przez miasto, Cymber Guide i silne uderzenia. Mikołajowi dawało to wielką przyjemność, i zaczynam się obawiać…