Kapitan Łukasz Walewski donosi z pokładu Sarego:
„Walki byków były faktycznie emocjonujące. Wygląda to jak festyn, w którym uczestniczy cała wioska oraz mieszkańcy sąsiednich osiedli. Obwoźni sprzedawcy serwują lody, słodycze i napoje chłodzące wprost z noszonych na ramieniu skrzyń i koszy. Kobiety zajmują miejsca w bezpiecznej odległości od ulicy, np na balkonach domów, natomiast mężczyźni skradają się w kierunku byka i klaskaniem oraz nawoływaniami starają się zwrócić jego uwagę w swoim kierunku. Wypuszczenie bestii z boksu sygnalizowane jest jednym wystrzałem, po którym ruch samochodów jest wstrzymany, a ludzie muszą się liczyć ze spotkaniem oko w oko z potężnym zwierzęciem. Jego siła jest tak duża, że galopuje on ulicami wioski, mimo że do jego szyi przywiązane są dwa sznury, z których każdy przeciągany jest w przeciwnym kierunku przez czterech mężczyzn w białych koszulach i czarnych kapeluszach z szerokim rondem. Młodzi mieszkańcy wsi, którzy chcą zademonstrować swoją odwagę podbiegają do byka i klepią go w zad, po czym uciekają na mur lub wspinają się na latarnię. Wszystko odbywa się pod okiem sympatycznych policjantów, z których jeden zamówił nam nawet taxi na powrót. Dla nas najlepiej jest stać na wysokim kamiennym murze odgradzającym zagrody od ulicy. Po powrocie studzimy skołatane nerwy chłodnym piwem i oliwkami.
Pozdrawiamy już z Lajes do Pico. Zaraz zbieramy się w kierunku Horta.
Łukasz