… a też czasem się zdarzy, że się Zenobiusz rozmarzy … – czyli subiektywne spojrzenie Zeba na obiektywną rzeczywistość żeglarską na jachcie „Stary”… :

A kiedy północ wybije i szept cię obudzi – już czas… twoja wachta na pokładzie, przez myśl ci przebiegnie, jak zając przez polanę – co ja tu robię…? Muszę wstać, jest zimniej niż w lodówce kambuzowej i wiatr na wantach kołysankę gra – co ja tu robię kolego? Przecież mogłem spać w cieplutkim i szerokim wyrku domowym do rana samego. Co ja tu robię, no co?

A kiedy już staniesz za ogromnym kołem sterowym i zdasz sobie sprawę z tego, że ci, co teraz wprawdzie czujnie ale smacznie śpią w statkowych kojach, obdarzyli cię całkowitym zaufaniem, powierzyli ci swój los, więc wstajesz i jak Herkules stajesz do walki ze wszystkimi przeciwieństwami obiektywnej rzeczywistości, aby załoga mogła bezpiecznie odpoczywać. Taki to los żeglarza za jachtowym sterem.

Ty tez masz czas w taką noc, wystarczająco dużo czasu, aby przemyśleć wiele nurtujących cię spraw. Aby pogadać sam ze sobą. Aby spojrzeć na nie z perspektywy mokrej wody, z perspektywy siły wiatru i ciepła słonecznego. A ciemność nocy i jasność gwiazd z całą pewnością pomoże ci w tym. Uwierz gwiazdom. One nigdy nie kłamią.

A kiedy już słońce wstanie i przyjdzie czas budzić załogę – już wiesz – ba, jesteś pewny, że ta cicha, podstępna i bezkompromisowa pasja żeglarska nigdy cie nie zdradzi i nigdy cie nie opuści, ale też nigdy się od niej nie uwolnisz. Już wiesz na pewno, że jesteś bezwarunkowym niewolnikiem poznawania świata od strony wody, klifów i niszczycielskich sztormów i huraganów. To, jakby na przekór przeciwieństwom losu – pod wiatr, ot tak po żeglarsku.

To było cos dla ducha, coś dla psyche, a dla ciała? Śniadanie wspólne z załogą. Ma się rozumieć, przy jednym stole, z kromka chleba z jednego bochenka i ciepłą herbata z jednego czajnika. Po dwa jaja na głowę, sałatka z jednej michy, a dla nienasyconych twarożek z pomidorami i nikt nie pozostaje głodny czy spragniony. A wszystko to wydaje się być smaczniejsze niż śniadanie Wielkanocne.

Hej załogo „Starego”! Przed nami dziś krótki szlak morski i Kanał Kiloński – oznajmiła Pani Kaptan Beata. I tak pod czujnym okiem Kapitana – kobiety podążamy do kilońskiej mety. Nas pięciu, a Ona jedna. Jak lwica chroniąca swoje szczenięta – każdego wysłucha, uśmiechem nagrodzi i zdecydowaną komendą posłuszeństwo wymusi. Kapitan to z krwi i kości, no i prawie nigdy się nie złości. Tylko „Prosty Marynarz ( Maciek) jak na cichego „supervaizera” przystało, kątem oka spogląda na lewo na prawo, na wszystko co ma być zrobione – oby nie było za dużo, a tym bardziej za mało. Od taki to, chodzący przewodnik po meandrach sztuki żeglarskiej – dobra dusza Anioła Stróża.

Rozrywki nam też nie brakuje. Pan Piotr co nutki czyta, od czasu do czasu za swą gitarę chwyta i szanty żeglarskie nam prezentuje, a czasami to nawet improwizuje. Natomiast młody sternik Kuba, co jest mu dane, potrafi pięknie śpiewać i „podciągać” gamy. Zbyszek natomiast to „stary wilk morski” też nie pozostaje dłużny – zna repertuar różny – żeglarski jak i baciarski. Bozia talentu mu nie poskąpiła więc na jachcie i poza nim, atmosfera jest całkiem przemiła.

Tak przebiega kolejny dzień przygody na wodzie na Starym. A kiedy już na szerokim horyzoncie dojrzysz cel swojej żeglarskiej tułaczki i wypijesz za cudowne ocalenie, dziękując Neptunowi za przychylność losu – będziesz przekonany, że to co robisz jest właśnie dla ciebie, i tylko dla ciebie żeglarzu – kolego, chociaż jesteś w zespole – w załodze „Starego”.

Żeglarska pasja, to jak pierwsza miłość młodzieńcza, do której wracasz i wracasz jak do narkotyku. I bez której – no wiesz… ciągle wracasz, nawet na odwyku.

A kiedy słońce schowa się za horyzontem i załoga łoży się do snu, ty też możesz pomarzyć, i śnić plany następnego dnia, a nawet następnego rejsu. No cóż, koniec dnia i koniec subiektywnych rozważań nad obiektywną rzeczywistością dnia powszedniego. Czas odpłynąć w marzenia z sekstantem, żeglując w śród gwiazd razem z Tobą żeglarzu-kolego. Nie zapominając wszak, że spaniałe jest wyjść w morze i realizować swoje marzenia, ale równie cudowne są powroty do domu, do rodziny, do najbliższych i snuć wieczorne opowieści o morskich przygodach żeglarskich. Już dochodzi północ, więc miłych snów dla wszystkich Żeglarzy i sympatyków Jacht Klubu AZS Wrocław życzy załoga „Starego” z Kanału Kilońskiego. Ahoj!