2020.09.17 czwartek

Po porannej kąpieli i smakowitym śniadaniu – na cały dzień – mieliśmy ruszyć w miasto. Jednak najpierw trzeba było wykonać działania na jachcie – prace na wysokościach!!! Zerwana flaglinka uniemożliwiała noszenie, w godziwy sposób, polskiej bandery. Do zadania staną Wojtek.

Potem, po małych zakupach w Coopie ruszyliśmy na zamek. Po jego zdobyciu stara trójca zajęła wygodną pozycję.

 

 

Następnie spacer po mieście, z odpoczynkiem na kawie, skłonił nas do wyłożenia się na kanapie – Hemester od Edwina Böcka był tego samego zdania.

 

Pomimo niskiej temperatury (jak na warunki Wrocławia) na trawie wypoczywali mieszkańcy z widokiem na jedną z nowych dzielnic bieli.

 

 

Po powrocie dwóch cooków, z pomocą Pawła, ruszyła praca kuchenna nad zupą grzybową, z zakupionych z rana pieczarek, oraz nad pysznymi plackami ziemniaczanymi, w ilości jednego gara. Podane były ze śmietaną, białym cerem czy cukrem – wersja mięsna została odrzucona przez załogę. Czerwone wino znacznie poprawiło trawienie.

Teraz cała noc żeglugi do brzegu. Jak dotrzemy, to napiszemy.